HIMAVANTI

Forum Rozwoju Duchowego: Ezoteryka, Joga, Tantra, Magia, Kundalini, Uzdrawianie, Bóg i Bogini, Mistyka, Intuicja, Jarstwo, Oświecenie, HIMAVANTI OM

Ogłoszenie


1. Listy dla Śri Guru, prośby o błogosławieństwa i uzdrowienie, relacje z działalności: Śri Mohandźi R.Z.Matuszewski., P.O. Box 247, 44-100 Gliwice 1, PL,
2. Grupy Medytacyjne: Laya Yoga & Tantra, Nauka o Czakramach - Uzdrawianie - Wielka Brytania: tel. +44 786 225 9946 (Andrew, jęz. angielski i polski)
3. Uzdrawianie, Egzorcyzmy; Ośrodek Bogini - Studzianki k/Łodzi - Mirosława Tomaszewska tel. 44-615 4984 lub +48 602-397 477 e-mail: kontakt@zlotamira.com
4. Problem z założeniem konta lub logowaniem - napisz do webmastera Portalu Himavanti: bractwo.himawanti@gmail.com

#1 2021-10-13 20:33:06

Mitra

BUDZICIEL

Zarejestrowany: 2007-07-25
Posty: 180
Punktów :   

"Jak medytować" - Lawrence LeShan

Rozdział 1.

DLACZEGO MEDYTUJEMY


Kilka lat temu brałem udział w skromnej czterodniowej konferencji uczonych uprawiających medytację na co dzień. Jej uczestnicy dość szczegółowo opisywali swoje sposoby medytowania. Ostatniego dnia obrad zadałem pytanie o powody, dla których w ogóle praktykują medytację. Dyskutanci udzielali rozmaitych odpowiedzi, lecz wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że są one niezadowalające i niczego nie rozstrzygają. I wreszcie ktoś powiedział: „Medytacja jest jak powrót do rodzinnego domu". Na chwilę zapadło milczenie, po czym wszyscy jak jeden mąż przytaknęli skinieniem głowy. Najwyraźniej nie było potrzeby dociekać dalej. Podobne odpowiedzi na to pytanie przewijają się w całej literaturze będącej dziełem osób praktykujących medytację. Medytujemy po to, by odnaleźć w sobie, odkryć, odzyskać tę cząstkę naszego jestestwa, z której istnienia nie dość jasno i wyraźnie zdawaliśmy sobie sprawę i którą zagubiliśmy, nie wiedząc gdzie i kiedy ani nie wiedząc nawet, czym ona była. Dzięki medytacji uzyskujemy dostęp do tego, co pozwala nam urzeczywistnić własne możliwości; co przybliża nam świat i samego siebie; co zwiększa naszą zdolność do miłości, naszą inicjatywę i entuzjazm; co uświadamia nam, że jesteśmy cząstką wszechświata i nie powinniśmy być względem nie go wyobcowani czy od niego oddzieleni; co wyrabia w nas umiejętność adekwatnego postrzegania rzeczywistości i skuteczniejszego działania.
Medytując, przekonujemy się, że każde z tych stwierdzeń odnoszących się do celu medytacji zawiera tę samą treść. To właśnie ze względu na owo poczucie utraty i pragnienie odzyskania utraconego psycholog Max Wertheimer nazwał osobę dorosłą ,,zepsutym dzieckiem". Eugen Herrigel, sam przez długi czas uprawiający medytację zen, pisał: „Zajmowanie się koanem (jedną z technik medytacyjnych tej szkoły) wprowadza ćwiczącego w taki stan. w którym upodabnia się on do kogoś, kto usiłuje sobie przy pomnieć coś, czego nie pamięta". Natomiast Louis Claude de St. Martin, podsumowując powody, dla których od wielu lat praktykuje medytację, ujął to lapidarnie: Wszyscy jesteśmy w stanie wdowieństwa, naszym celem jest zawrzeć ponownie związek małżeński".

Osiągnięcie pełni człowieczeństwa, jak najpełniejsze wy korzystanie tkwiących w człowieku możliwości - oto cel medytacji. Medytacja nie jest wynalazkiem jednostek ani nawet jednej szkoły. Wielokrotnie na przestrzeni dziejów poważni badacze kondycji ludzkiej dochodzili do wniosku, że drzemie w nas o wiele większy potencjał istnienia, życia, uczestnictwa i ekspresji aniżeli ten, który ujawniamy. Chcąc pomóc ludziom zaktywizować ten potencjał, badacze ci niezależnie od siebie - opracowali metody ćwiczeń (praktyki medytacyjne). Metody te mają wiele cech wspólnych. W rozdziałach 4, 5 i 6 zamierzam wykazać, iż każda z nich opiera się na tych samych intuicjach i zasadach, niezależnie od tego, czy została wypracowana we wczesnym okresie rozwoju cywilizacji w Indiach, w wiekach V-XII na terenach dzisiejszej Syrii i Jordanii, w zakonach średniowiecznej Eu ropy, w Polsce i Rosji XVIII i XIX wieku, czy też w innych miejscach i epokach.

Praktykowanie każdej z form medytacji wymaga wysiłku. Nie ma lekkiego, łatwego i przyjemnego sposobu na osiągnięcie wspomnianego celu. Co więcej, podążaniu do niego ni gdy nie ma końca; nigdy nie będziemy mogli sobie powiedzieć: „Osiągnąłem cel, więc mogę przestać pracować". W miarę postępów w medytacji stwierdzamy, że czujemy się bardziej swojsko we wszechświecie, lepiej radzimy sobie sami ze sobą, potrafimy efektywniej zmierzać do celu i wypełniać rozmaite zadania, nawiązujemy bliższe stosunki z innymi ludźmi, stajemy się spokojniejsi i mniej wrogo usposobieni. A mimo to nie docieramy do celu. Podobnie jak bywa ze wszystkimi ważnymi sprawami - miłością, kontemplacją piękna, skutecznością działania - możliwościom rozwoju nie ma końca. Podejmując wysiłek praktykowania medytacji, stajemy się cząstką pewnego procesu; podążamy do celu świadomi, że pozostanie on na zawsze nieosiągalny.

Dobry program medytacji pod wieloma względami przypomina dobry program ćwiczeń fizycznych. Realizacja i jednego, i drugiego wymaga nieustannej, ciężkiej pracy. W swych zewnętrznych przejawach taka praca wydaje się często czymś z gruntu ogłupiającym. Bo czyż można wyobrazić sobie większą błazenadę niż podnoszenie i opuszczanie raz za razem kilkunastu kilogramów żelastwa? Chyba tylko nieustanne liczenie wdechów i wydechów w rytmie na cztery... I na tym ma polegać medytacja? Chodzi jednak nie tyle o podnoszenie i opuszczanie ciężarów czy liczenie oddechów, ile o to, co to działanie daje ćwiczącemu. Program medytacji, tak jak program ćwiczeń fizycznych, powinien być dostosowany do potrzeb konkretnej osoby; nie ma jednego, wzorcowego modelu odpowiedniego dla wszystkich. Byłoby niemądre zalecać taki sam program treningu dwóm osobom różniącym się zasadniczo budową ciała i ogólnym stanem zdrowia, nie uwzględnić zależności między rozwojem ich układu oddechowego i krwionośnego a rozwojem mięśni. Równie niemądre byłoby zalecanie takiego samego programu medytacji osobom różniącym się zasadniczo pod względem intelektualnym i emocjonalnym, mającym w różnym stopniu rozwinięte narządy zmysłów i ich wzajemne powiązania. W formalistycznie prowadzonych szkołach medytacji notuje się wysoki procent uczniów, którym ćwiczenia dają tak niewiele, że rezygnują z uprawiania medytacji; jedną z przyczyn jest to, że w większości tych szkół panuje przekonanie, że istnieje jeden jedyny, odpowiedni dla wszystkich sposób medytowania i - dziwnym zbiegiem okoliczności - jest to właśnie ten sposób, który dana szkoła proponuje. Najważniejszym zadaniem zarówno ćwiczeń fizycznych, jak i medytacyjnych jest przygotowanie ćwiczącego do tego, by mógł lepiej realizować własne cele.

Czy uprawianie medytacji zmienia również owe cele? Bez wątpienia, większe umiejętności i świadomość ich posiadania, większa zdolność do działania z poświęceniem i zdolność koncentracji na działaniu, pogłębione postrzeganie rzeczywistości i bardziej spójna organizacja osobowości - wszystko to zmienia, rzecz jasna, sposób działania jednostki i jej cele w takim samym stopniu jak (z podobnych przy czyn) może je zmienić dobry program psychoterapii.

Moje cele są funkcją mojego postrzegania samego siebie i świata. W miarę jak owo postrzeganie staje się głębsze i wy raźniejsze, zmieniają się moje cele. W miarę jak staję się spokojniejszy i czuję się mniej podatny na zranienia, maleje moja podejrzliwość i wrogość wobec innych, a moje cele i uczynki zmieniają się. Nie ma potrzeby snuć zbyt daleko idących analogii pomiędzy ćwiczeniami fizycznymi i medytacyjnymi, wszakże nie od rzeczy będzie zauważyć, że ktoś, kto dba o swoje ciało i ufa jego sprawności, nie czuje się bezbronny, dlatego też w wielu sytuacjach zachowuje się inaczej aniżeli osoba o słabej kondycji i koordynacji ruchowej.

Niniejsza praca nosiła pierwotnie tytuł ,,Medytacja dla dorosłych", jednak zrezygnowałem z niego, gdyż w tej dziedzinie nie ma ograniczeń wiekowych. Każdy może praktykować rozmaite odmiany medytacji i czerpać z tego korzyści - trzeba jedynie tyle dojrzałości, by rozumieć, że własny rozwój i stawanie się" to sprawa poważna i warta zachodu. A także zrozumienia, że jeśli pragnie się dać z siebie sobie i innym to, co najlepsze, trzeba ciężko pracować, że nie da się tego osiągnąć bez wytrwałości.

Opracowanie technik medytacyjnych było przeważnie dziełem jednostek, określanych wspólnym mianem „mistyków", oraz niektórych szkół i ośrodków, w których żywa była tradycja mistyczna i w których ludzie spotykali się, by po znać i praktykować medytację. Termin ,,mistyk" w kręgu kul tury zachodniej już od dawna jest w dużej mierze rozumiany opacznie; nazywa się tak kogoś, kto wierzy w rzeczy dla innych niezrozumiałe, kto odsuwa się od spraw tego świata i niewiele ma z nimi do czynienia, kto mówi i pisze, używając słów, które niczego nie komunikują, wreszcie - kogoś, czyje postępowanie odbiega tak dalece od zasad zdrowego rozsądku, że trudno go uznać za osobę w pełni poczytalną. (W ciągu kilku ostatnich lat nastąpiła w USA pewna zmiana zapatrywań w tym względzie, niemniej jednak taki pogląd utrzymywał się przez długi czas. Rozwój wydarzeń w świecie kultury zachodniej wpłynął na zmianę także i tego stereotypu.)

Trudno zaprzeczyć, że jest sporo osób nazywających siebie mistykami, które rzeczywiście zachowują sposób opisany powyżej. Lecz jeśli przyjrzeć się bliżej większości tych, którzy wedle oceny własnej lub innych zasługują na to miano, wyłania się zadziwiająco odmienny obraz. Okazuje się, że owa grupa ludzi charakteryzuje się dwiema głównymi cechami: wysoką skutecznością działania (zachodni mistycy są szczególnie znani z biegłości w prowadzeniu interesów)¹ i stylem życia przepełnionym pogodą ducha, dobrymi stosunkami z innymi, szerokimi zainteresowaniami, spoko jem i radością. Co więcej, w najważniejszych sprawach-na tury człowieka i wszechświata, zasad etycznych itp. - prezentują oni imponującą zgodność poglądów, niezależnie od tego, w jakiej epoce i kulturze przyszło im żyć. Jak to ujął de St. Martin, ,,wszyscy mistycy pochodzą z tego samego kraju i mówią tym samym językiem". Nawiązując do tego stwierdzenia, angielski filozof C. D. Broad powiada:

Występowanie doświadczeń mistycznych w każdym miejscu i czasie oraz podobieństwa widoczne w świadectwach wielu mistyków z różnych stron świata - to, w moim odczuciu, fakt o bardzo doniosłym znaczeniu. Prima facie sugeruje on istnienie pewnej sfery rzeczywistości, do której jednostki te docierają, choć podejmowane przez nie próby jej opisu w języku codzienności są przeważnie daremne. Jestem skłonny sądzić, że dopóki nie znajdziemy zadowalającego wyjaśnienia tej zgodności, dopóty owo przejawianie się obiektywności prima facie należy brać jak najbardziej dosłownie.
Evelyn Underhill, doświadczona mistyczka i ceniona badaczka literatury mistycznej, wypowiedziała się w podobnym tonie:

W najbardziej rozwiniętych wspólnotach rodziny ludzkiej spotyka się pewną szczególną, wspólną im wszystkim cechę, a mianowicie skłonność, występującą wprawdzie sporadycznie i częstokroć w obliczu niesprzyjających okoliczności, do wykształcenia dziwnego, a zarazem ściśle określonego typu osobowości; takiego, który nie zadowala się tym, co inni potocznie nazywają doświadczeniem, wykazuje natomiast gotowość do - jak powiadają przeciwnicy - sprzeciwiania się światu w celu poznania prawdziwej istoty rzeczywistości". Takich osób potrzeba nam i w kulturze wschodniej, i zachodniej; w dobie starożytności, w okresie średniowiecza i współcześnie - bez względu na czas i miejsce urodzenia - ich cele, poglądy i metody wykazują zasadniczą tożsamość. Doświadczenia każdego z nich składają się zatem na zbiorowe świadectwo, zadziwiająco spójne i często wzajemnie się dopełniające. Fakt ten należy wziąć pod uwagę, zanim podejmiemy się oszacować potęgę i możliwości ludzkie go umysłu, zanim zechcemy sensownie dociekać jego powiązań ze światem nieznanym, leżącym poza granicami poznania zmysłowego.

Mistyka z punktu widzenia historii i psychologii jest poszukiwaniem i doświadczaniem wzajemnych powiązań między tym, co indywidualne, a tym, co ogólne - a więc wszystkim tym, co łącznie stanowi o naturze wszechświata. Mistykiem jest ten, kto bądź to już posiadł ową wiedzę i rozporządza nią, bądź ten, kto dopiero pragnie ją posiąść i nie strudzenie o to zabiega.

Efektem posiadania tej wiedzy jest zdolność do przekraczania bolesnych i negatywnych aspektów codziennego życia, pogoda ducha, wewnętrzny spokój i radość, a ponadto zdolność do miłości - wszystko to, co w tak szczególny sposób cechuje żywoty mistyków. Tym, co mistyka ma nam do zaoferowania najlepszego, jest również zapał, gorliwość i smakowanie urody życia, a także bardzo rozwinięta umiejętność radzenia sobie z codziennymi sprawami.

Wszelkiego rodzaju definicje samej mistyki czy też mi styków mają zastosowanie wyłącznie w obrębie konkretnej szkoły lub grupy religijnej. Z pewnością mogą adekwatnie określić praktyki konkretnej szkoły czy religii, jednakże nie oddają w pełni istoty medytacji w ogóle.

Mistyk traktuje dążenie do poznania swoich związków ze wszechświatem (podobnie jak dążenie do intensywnego odczucia zespolenia z Jednością) jako swego rodzaju poszukiwanie niegdyś posiadanej, a utraconej wiedzy i takiego sposobu bycia w świecie, jaki jest dla człowieka naturalny. Słowo mistyk" ma ten sam źródłosłów co słowo zamykać"; poznanie mistyczne polega zatem na wprawianiu się w ,,zamykaniu siebie" przed wszelkimi nienaturalnymi czynnika mi, które zazwyczaj odgradzają nas od tej wiedzy - od owego dziedzictwa, które utraciliśmy.

Mistycy to ci, którzy wstąpili na długą i trudną drogę medytacji i nadal nią podążają, a dzięki pracy, jaką w to włożyli, ich sposób postrzegania własnej zdolności do uczestniczenia w sprawach tego świata uległ przemianie. Wśród specyficznych dla każdego mistyka poglądów na istotę rzeczywistości wiele jest naznaczonych przez kulturę, w której wzrastali, a jednak za fasadą rozmaitych słów i swoistych uwarunkowań kryją się zadziwiająco zgodne wizje dotyczące szeregu istotnych spraw.

Oprócz via meditativa, drogi medytacji, klasycznej tradycji Zachodu, znane są jeszcze dwie inne ścieżki mistycznego rozwoju duchowości. Są to via ascetica oraz via illuminata. Via ascetica, droga umartwiania duszy i ciała, jest obecnie mało przydatna. W istocie nigdy nie była zbyt pożyteczna, trudno więc oczekiwać, aby asceci praktykujący długie lata postów, samobiczowania itp. mieli w dzisiejszym świecie kultury zachodniej znaleźć wielu naśladowców. Z kolei via illuminata, czyli nagła i gruntowna przemiana struktury osobowości i związany z nią przełom w sposobie postrzegania świata, bywała i nadal jest dla niektórych mistyków źródłem rozwoju. Mamy z tym wszakże do czynienia tak rzadko, że wyczekiwanie z zapartym tchem, aż owa przemiana się dokona, doprawdy nie miałoby sensu. Jeżeli wyruszyłeś już w drogę do Damaszku i doświadczyłeś duchowego przełomu - wypada ci pogratulować! A jeśli nie, lepiej zabierz się do praktykowania medytacji, o ile pociąga cię ta forma duchowego rozwoju. Dodajmy na marginesie, że ludzie podążający każdą z obu wspomnianych dróg poświęcali medytacji wiele czasu.

Medytacja przynosi dwie główne korzyści, o czym zgodnie - jak świat długi i szeroki - zaświadczają mistycy. Ich znaczenie akcentują również wszystkie szkoły mistyczne (buddyzm, zen, hezychazm, joga, sufizm, mistyka chrześcijańska, indyjska mistyka hinduizmu, mistyka żydowska itp.). Owe korzyści to większa sprawność działania w życiu codziennym i sposób pojmowania rzeczywistości odmienny od tego, jaki zazwyczaj prezentujemy.

SKUTECZNOŚĆ DZIAŁANIA W CODZIENNYM ŻYCIU

Trudno o bardziej fałszywy stereotyp mistyka niż ten stworzony przez potoczne wyobrażenia. Postrzega się go zazwyczaj jako osobę o marzycielskim usposobieniu, oderwaną od spraw tego świata. To dziwaczny koncept; to bez mała tak, jakby człowieka, który narzucił sobie samodyscyplinę i regularnie ćwiczy w sali gimnastycznej, uznać za osobę o słabej koordynacji ruchowej i pozbawioną muskulatury. Spora część pracy we wszelkich rodzajach medytacji polega na opanowaniu umiejętności wykonywania tylko jednej rzeczy jednocześnie: jeżeli nad czymś rozmyślasz, po prostu rozmyślaj nad tym, a nie nad czym innym, jeżeli tańczysz, po prostu tańcz, zamiast myśleć o tym, że tańczysz. Nie ulega wątpliwości, że ćwiczenia tego rodzaju wyrabiają w nas zdolność do skutecznego działania, czegokolwiek by ono dotyczyło.

Podobnie jak sportowiec ćwiczy i czyni sprawniejszym swoje ciało stosownie do własnych potrzeb, tak podejmujący medytację trenuje swój umysł, by zapanowała w nim harmonia. Oto jeden z zasadniczych powodów, dla których praktykowanie medytacji zwiększa skuteczność działania w co dziennym życiu.

Są także inne powody. Jeden z nich (pozostałe omówimy w kolejnych rozdziałach) jest związany z reorganizacją struktury osobowości w taki sposób, że przynosi to skutki o działaniu terapeutycznym. Jak pisał Allan Watts: ,,Kiedy badamy gruntownie te modele życia, jakie proponują buddyzm, taoizm, wedanta i joga, nie znajdujemy tam ani filozofii, ani religii w tym znaczeniu, w jakim pojęcia te rozumiane są na Zachodzie. Natrafiamy na coś, co o wiele bardziej przypomina psychoterapię". Mistyka i uprawiana na Zachodzie psychoterapia podążają różnymi drogami do tego samego celu. Jeżeli opadną mnie silne stany lękowe i udam się po poradę do psychoterapeuty, będzie on starał się przyjść mi z pomocą, badając przede wszystkim istotę problemu: na czym jest ześrodkowany, jakie jest jego symboliczne znaczenie na różnych poziomach osobowości. Terapeuta będzie postępował w myśl teorii, że skoro treść owego problemu zostanie zreorganizowana, a czynniki wywołujące niepokój uświadomione, to i struktura mojej osobowości zostanie zreorganizowana na zdrowszych i korzystniejszych zasadach.

Jeżeli jednak cierpiąc na silne stany lękowe, udam się po poradę do nauczyciela medytacji, ten postara się pomóc mi, wzmacniając i reorganizując przede wszystkim samą strukturę mojej osobowości i jej zdolność do funkcjonowania. W celu wzmocnienia tej struktury zaleci wykonywanie rozmaitych ćwiczeń. Będzie postępował w myśl teorii, że skoro owa struktura stanie się dzięki ćwiczeniom wzmocniona i spójniejsza, to i problem, pozostający dotąd na poziomie nieświadomości (tj. stłumiony i wywołujący objawy chorobowe), przesunie się na bardziej pożądane poziomy i zostanie właściwie zreorganizowany.

Obie teorie opierają się na uzasadnionych podstawach, oba podejścia sprawdzają się. Są jednak dopiero w początkowej fazie rozwoju, dlatego też w praktykach mistycznych i terapeutycznych spotyka się dzisiaj wiele nonsensów. Wolno chyba mieć nadzieję, że ostatecznie dojdzie do syntezy, która połączy najlepsze cechy każdej z nich, a odrzuci występujące w obu konkretystyczne myślenie i przesądy. Zapewne powstałaby o wiele skuteczniejsza metoda rozwoju duchowego; niestety, obecnie prowadzi się bardzo niewiele badań w tym kierunku. Od jakiegoś czasu kilku psychologów i psychiatrów, m.in. dr Arthur Deikman, prowadzi eksperymenty w celu opracowania takiej syntezy, osiągając godne uwagi rezultaty. Wszystko to jest jednak jeszcze w powijakach.

ODMIENNY SPOSÓB POSTRZEGANIA RZECZYWISTOŚCI

Drugim istotnym efektem praktykowania medytacji opisywanym przez mistyków żyjących w różnych miejscach i czasach, do osiągnięcia którego dążą wszystkie szkoły mi styki, jest przyswojenie odmiennego sposobu postrzegania rzeczywistości. Używam tutaj pojęcia przyswojenie", chcąc wskazać zarówno na intelektualne, jak i emocjonalne aspekty pojmowania rzeczywistości oraz na zgodne z wyznawanym poglądem postępowanie.

To dziwne i mało zrozumiałe stwierdzenie. Cóż bowiem może mieć na myśli mistyk, mówiąc o innym sposobie postrzegania rzeczywistości? Czyż rzeczywistość nie jest tym, co znajduje się na zewnątrz", i czy naszym zadaniem nie jest jej zrozumienie? A skoro istnieją dwa odmienne punkty widzenia, to czyż jeden z nich nie musi być z konieczności prawdziwy, a drugi fałszywy? Skoro mistyk powiada, że istnieją dwa równoprawne punkty widzenia, czyż nie tkwi w tym zasadnicza sprzeczność?

Problem rzeczywiście istnieje. Z jednej strony wiemy. że typowy dla nas sposób postrzegania rzeczywistości jest zasadniczo trafny. Nie tylko sprawia wrażenie" poprawne go - posługujemy się nim przecież nader skutecznie; skutki naszych działań są wystarczająco przewidywalne, by było oczywiste, że i nasze założenia co do natury rzeczywistości (na których opieramy swoje działania) muszą być poprawne. Z drugiej strony, wiele osób, także i tych otaczanych powszechnym szacunkiem, twierdzi, że swoje działania opierają na zupełnie odmiennym postrzeganiu prawideł rządzących światem. Utrzymują one ponadto, że wiedzą, iż ten odmienny pogląd jest uzasadniony. Sprawa komplikuje się więc jeszcze bardziej. Owe osoby wydają się osiągać swoje cele, działać efektywnie w świecie, a często nawet poważnie wpływać na jego losy. Utrzymują również, że osiągnęły pogodę ducha i radość, a ich zachowanie - zdaniem postronnych obserwatorów - zdaje się to potwierdzać.

Owo odmienne postrzeganie natury rzeczywistości omówię bardziej szczegółowo w rozdziale 3. Tymczasem poprze staniemy na stwierdzeniu, że na dowolne zdarzenie - jak uczy współczesna fizyka - można spojrzeć z dwóch punktów widzenia, wzajemnie sprzecznych, a mimo to równie ,,poprawnych". Fizycy nazywają to zasadą komplementarności. Powiada ona, że chcąc jak najpełniej zrozumieć pewne zjawiska, musimy spojrzeć na nie z dwóch różnych punktów widzenia, ponieważ każdy z nich z osobna ujawnia zaledwie połowę prawdy.

Mistycy nie twierdzą, że pojmowanie rzeczywistości w je den określony sposób, „bycie we wszechświecie jak u siebie w domu", ma przewagę nad drugim. Sądzą natomiast, że każdej jednostce potrzeba obu, by mogła osiągnąć pełnię człowieczeństwa. Plotyn, starorzymski filozof-mistyk, twierdził, że człowieka należy postrzegać jako istotę lądowo-wodną, która potrzebuje do życia zarówno środowiska lądowego, jak i wodnego. By osiągnąć pełnię rozwoju, człowiek musi ..czuć się w świecie jak u siebie w domu" na dwa sposoby - można by je nazwać ,,odmiennymi stanami świadomości" lub „różnymi systemami metafizyki". Rzecz ciekawa, że podobnym porównaniem posłużył się hinduski mistyk Ramakriszna, zestawiając człowieka i żabę - na wczesnym etapie rozwoju człowiek żyje niczym kijanka tylko w jednym środowisku. ..Jednak później" - powiada Ramakriszna- ,,kiedy już ogon ignorancji odpadnie", dla osiągnięcia pełni możliwości w do rosłym życiu potrzeba mu zarówno ziemi, jak i wody.

Zdolność postrzegania rzeczywistości na ów odmienny sposób jest jednym z celów uprawiania medytacji. Ci, którzy ów cel osiągnęli, którym udało się zadowalająco połączyć oba omawiane sposoby, tak że jeden z nich stanowi tło dla drugiego i odwrotnie, mówią z przekonaniem, a potwierdza to także ich otoczenie, że wiodą życie o wiele pełniejsze i bogatsze niż reszta rodzaju ludzkiego. Nie ulega również wątpliwości, że należą oni do tego gatunku osób, z którymi dzielenie miejsca na ziemi to czysta przyjemność. Takie są więc cele uprawiania medytacji. To faktycznie
swego rodzaju powrót do rodzinnego domu". W dalszej części niniejszej pracy zamierzam omówić istotę tego drugiego sposobu pojmowania rzeczywistości, podstawowe struktury medytacji oraz ich główne formy, a także psychologiczne i fizjologiczne skutki medytowania. Podam również, korzystając z konkretnych przykładów, szczegółowe wskazówki dotyczące praktykowania większości głównych form medytacyjnych. Następny rozdział zostanie po święcony powszechnie popełnianym błędom - zwodniczym pułapkom medytacji i mistyki; znajdzie się tam również pod sumowanie poświęcone znaczeniu medytacji w życiu jednostek i społeczeństw.

Zamierzałem pierwotnie włączyć do tej książki rozdział omawiający poszczególne szkoły mistyki i medytacji, takie jak joga, zen, sufizm i szkoła Gurdzijewa. Niebawem jednak stało się dla mnie oczywiste, że próba przekazania w wielkim skrócie tego, co zostało już wnikliwie opisane przez innych i jest dzisiaj ogólnie dostępne, byłaby chybiona. Co się tyczy omówienia większości głównych szkół, przypuszczalnie najlepsze, na co mógłbym się zdobyć, to zaledwie uboga wersja klasycznej już pozycji Jacoba Needlemana The New Religions (New York, Doubleday, 1970). Huston Smith w swojej pracy Religions of Man (New York, Harper & Row, 1958) omawia główne religie świata o wiele lepiej, aniżeli ja sam bym potrafił. Jeżeli chodzi o mistykę chrześcijańską, książka Evelyn Underhill zatytułowana Mysticism (New York, E. P. Dutton, wydanie 2, 1930) pozostaje najbardziej wyczerpują cym opracowaniem tego tematu. Najlepszą prezentacją mistyki chasydów są, moim zdaniem, Opowieści chasydów (W Drodze, Poznań 1986) Martina Bubera. Jeżeli pragniesz zdobyć wstępne rozeznanie w poglądach wspomnianych szkół lub podjąć ćwiczenia według zaleceń jednej z nich, polecam pracę Needlemana The New Religions.

Poważne uprawianie medytacji to trudne zadanie; często rozwiewają się nasze nadzieje, a przecież odczuwamy głęboką satysfakcję, kiedy naszym udziałem staje się ta najstarsza, a zarazem niepowtarzalna ludzka przygoda. Mam na dzieję, że będzie dla ciebie znaczyła tyle samo, ile znaczy dla mnie.

Rozdział 2.

CZYM JEST MEDYTACJA

Zanim przejdziemy do omówienia efektów uprawiania medytacji, rozmaitych sposobów medytowania i kryteriów wyboru najbardziej odpowiedniego z nich (dla każdego z osobna w danym momencie rozwoju osobistego), pora przyjrzeć się bliżej pewnej jej formie i zrozumieć, na czym ona polega, aby wyro bić sobie pewien pogląd na istotę sprawy. Będzie to jedna z pod stawowych form medytacyjnych - liczenie oddechów.

Jest to przykład medytacji mającej na celu nauczenie cię wykonywania tylko jednej czynności jednocześnie i stosowania tej umiejętności w codziennym życiu. Z pozoru wy daje się, że to nic trudnego, lecz nie daj się zwieść owej pozornej prostocie. To umiejętność bardzo trudna, wymagająca sporego nakładu pracy. Jeżeli jednak będziesz ćwiczył nie strudzenie, osiągniesz bardzo wymierne korzyści natury psychologicznej i fizjologicznej.

Na razie jednak proponuję, żebyś po prostu potrenował przez piętnaście minut, dzięki czemu będziesz mógł w jakiejś mierze zorientować się, na czym to zadanie polega. Na początek zajmij wygodną pozycję, by jak najmniej sygnałów pochodzących z twojego ciała odciągało twoją uwagę. Możesz siedzieć, leżeć lub stać - jak ci wygodniej. Nastaw budzik lub stoper, tak by zadzwonił po piętnastu minutach, a jeśli nie masz takiej możliwości - ustaw zegar w zasięgu wzroku w taki sposób, abyś widział jego tarczę bez odwracania głowy. Jeżeli posłużysz się budzikiem, niech to będzie taki, który dzwoni niezbyt głośno; jeśli nie masz innego - możesz jego odgłos przytłumić poduszką.
A teraz zacznij liczyć po cichu wydechy, jeden po drugim. Odlicz po pierwszym wydechu: ,,raz", po drugim - „dwa", po trzecim-trzy", po czwartym- cztery", po czym zacznij od nowa: ,,raz" itd. Nie przestawaj ćwiczyć dopóty, dopóki nie upłynie wyznaczony kwadrans.

Zadanie polega na tym, aby robić tylko to i nic ponadto. Jeżeli pojawią się jakieś inne myśli (a z pewnością tak będzie). które będą odwracały uwagę od właściwego celu ćwiczenia, przyjmij ten fakt do wiadomości i powróć delikatnie, acz stanowczo do liczenia oddechów. Niezależnie od tego, co to będą za myśli, doznania czy postrzeżenia, masz po prostu nie za przestawać liczenia oddechów i starać się robić tylko to. Zajmowanie się w tym czasie czym innym lub dopuszczanie do świadomości jakichkolwiek innych myśli lub bodźców to odbieganie od przedmiotu ćwiczenia. (Podane tutaj zalecenia, wystarczające dla naszych obecnych celów, zostaną ponownie przedstawione i omówione szerzej w rozdziale 8.)

Nie oczekuj, że od razu sobie z tym poradzisz, że zdołasz skupić się wyłącznie na liczeniu oddechów dłużej niż kilka sekund bez przerwy. Aby to osiągnąć, trzeba długiej praktyki. Staraj się po prostu najlepiej, jak potrafisz. A więc zaczynamy!

Podążanie drogą medytacji nie należy do zadań łatwych. Pierwsze zaskoczenie przeżywamy wtedy, gdy uświadomi my sobie, jak bardzo niezdyscyplinowany jest w gruncie rzeczy nasz umysł, jak bardzo opiera się nakazom naszej woli. Po piętnastu minutach starań, by skupić się wyłącznie na liczeniu oddechów i nie myśleć o czym innym, staje się dla nas jasne, że gdyby nasze ciało było choć w połowie tak nie posłuszne nakazom woli jak umysł, to przechodząc przez ulicę, nie uszlibyśmy z życiem. Przyłapujemy się na tym, że rozmyślamy o wielu różnych sprawach zamiast o tej jednej jedynej, którą postanowiliśmy uczynić przedmiotem swoje go namysłu. Św. Teresa z Awili, opisując właściwości ludzkiego umysłu, przyrównała go do nieujeżdżonego konia, który popędzi dokądkolwiek, byle nie tam, gdzie pragniemy".

O tym samym problemie wypowiadał się również Platon. Porównał on ludzki umysł do statku, na którym żeglarze pod nieśli bunt, a kapitana i nawigatora zamknęli pod pokładem. Żeglarze mają siebie za ludzi całkowicie wolnych, zdolnych w każdej chwili sterować statkiem podług własnej woli. Naj pierw więc jeden z nich staje na jakiś czas za sterem, potem drugi, a statek płynie na łut szczęścia, to tu, to tam, ponieważ żeglarze nie potrafią ani porozumieć się co do celu pod róży, ani też sterować tak, by do celu dopłynąć, choćby na wet i byli zdolni ów cel uzgodnić. Zadanie, jakie stoi przed człowiekiem, polega na tym, aby - jak powiada Platon - stłumić bunt, uwolnić kapitana i nawigatora po to, by mogła za istnieć wolność wyboru celu, a także by sterować (pracować) konsekwentnie i zgodnie na drodze do niego. Dopiero wówczas, kiedy jest się wolnym od tyranii kaprysów chwili, można mówić o urzeczywistnieniu prawdziwej wolności.

Zadziwiająco podobną analogię znajdujemy w obszernym poemacie indyjskim Bhagawadgita, powstałym pomiędzy II a V wiekiem przed naszą erą, w którym wiele uwagi poświęcono zagadnieniom mistyki i medytacji:

Wiatr sprawia, że statek schodzi Z właściwego kursu na wodzie:
Wędrujące wiatry zmysłów
Pozbawiają człowieczy umysł steru I zdolności właściwego osądu.
Człowieka, który potrafi uspokoić swoje zmysły, Nazywam oświeconym.

Stłumienie buntu, o którym pisał Platon, wymaga długiej, żmudnej i konsekwentnie prowadzonej pracy. Żeglarze odmawiają utrzymywania dyscypliny i uchylają się od niej. obmyślając rozmaite fortele. Niewykluczone, że kiedy będzie my sumiennie uprawiać ćwiczenia medytacyjne, przyłapie my się na tym, że nachodzi nas senność, znudzenie, że nasze myśli krążą wokół całkiem innych spraw, że odkrywamy nowe rzeczy, albo na tym, że rozważamy inny problem, że wszelkie interesujące postrzeżenia i doznania wywołują halucynacje, że rozwiązujemy stare problemy i Bóg jeden wie, co jeszcze - nasz umysł, ów nieujeżdżony koń", o którym pisała św. Teresa, robi wszystko co może, byle tylko nie pod dać się naszej woli. Może się z tym łączyć nawet i doznanie zalewającego nas intensywnego, białego światła wraz z osobliwym przekonaniem, że osiągnęliśmy oświecenie i pozna liśmy wszelką prawdę. Na temat tego ostatniego typu do świadczenia i towarzyszącej mu postawy Thomas Merton, znający się na medytacji jak mało kto, pisał tak:

...wielu ludzi jest przekonanych, że życie mistyczne musi być czymś na kształt opery Wagnerowskiej. Cały czas dzieją się straszne rzeczy. Każde nowe poruszenie ducha jest obwieszczane piorunem i błyskawicami. Niebiosa pękają i dusza żegluje z ciała ku nieziemskiemu i wspaniałemu światu. Tam staje twarzą w twarz z Bogiem, pośród olbrzymiego Turnverein latających, śpiewających, grających na trąbach aniołów i świętych. Następnie ma miejsce oratorska wymiana poglądów między duszą i Bogiem w operowym duecie, trwająca przynajmniej siedem godzin, bo siódemka jest cyfrą mistyczną. Wszystko to jest przerywane trzęsieniami ziemi, zaćmieniami Słońca i Księżyca i wybucha mi bomb nadsubstancjalnych. Na koniec, po krótkiej uwerturze muzycznej do końca świata i Sądu Ostatecznego, dusza w piruetach wraca do ciała i mistyk dochodzi do siebie, by znaleźć się w przytłoczonym podziwem gronie swych przyjaciół - zakonników, z których dwóch ukradkiem notowało szczegóły wydarzenia, mając na względzie przyszły proces kanonizacyjny.

Merton pisze tu o jednej ze spotykanych w naszej kulturze głównych blokad utrudniających praktyki medytacyjne i wewnętrzny rozwój. Chodzi mianowicie o przekonanie, że cokolwiek się zdarza, zdarza się nagle i musi w nas koniecznie wywołać wstrząs; że jeśli dzięki danej formie medytacyjnej nie osiągamy wspomnianych efektów, należy jej praktykowania zaprzestać i przejść do jakiejś innej. To właśnie wskutek upowszechnienia takich poglądów pojawił się typ ..duchowych siłaczy", tak często dzisiaj spotykany wśród tych, którzy są zainteresowani rozwojem duchowym. Brak samodyscypliny przejawia się u nich w ten sposób, że wciąż na nowo, pod wpływem chwilowej mody, przerzucają się z jednego rodzaju ćwiczeń medytacyjnych na inne w prze konaniu, że tłumią bunt na pokładzie wewnętrznego statku, podczas gdy w istocie przyczyniają się tym samym do jego sukcesu. Wróćmy do naszej analogii do ćwiczeń fizycznych: nie oczekujemy przecież, iż wytrwałe trenowanie z ciężarami przez jakiś czas nie spowoduje żadnych zmian w wyglądzie naszego ciała, aż tu raptem, ni stąd, ni zowąd. wyskoczą" nam mięśnie, a brzuch stanie się płaski jak deska i będziemy wyglądali jak Tarzan albo Raquel Welch. Spodziewamy się raczej, że stanie się tak w następstwie pewnego procesu, długich, powolnych zmian zachodzących w pożądanym przez nas kierunku, zazwyczaj niepostrzeżenie. To samo dotyczy praktyki medytacyjnej.

Jeden z powodów owego braku samodyscypliny i poddawania się kolejnym modom - przypominającym uleganie. dyktowanym przez Paryż kanonom kobiecej mody i obowiązującym kanonom uprawiania medytacji narzuconym przez Esalem Institute w Kalifornii - poznajemy dzięki relacjom zawartym w książkach poświęconych buddyzmowi zen. Mówi się tam o tym, co przydarza się ćwiczącym, którzy dostatecznie wytrwale pracowali nad techniką koanu. Do chodzą oni nagle - jak czytamy - do zrozumienia odpowiedzi, zaczynają dygotać i obficie się pocą. Mistrz następnie przyznaje, że owszem, rozwiązali (czyli wystarczająco długo uprawiali) określone ćwiczenie medytacyjne. Czytelnik (a niekiedy i praktykujący zen) często interpretuje to w ten sposób, że oto bohater osiągnął oświecenie", po czym z westchnieniem zamyka książkę w głębokim poczuciu zazdrości - i z nadzieją. Gdyby jednak zamiast książkę zamknąć, przeszedł do następnej strony, przekonałby się, że ćwiczący otrzymuje następny koan i kontynuuje uprawianie medytacji. Nie ma ani słowa o oświeceniu; bohater po prostu pracuje dalej.

Jak pisał kardynał Newman, przypadki nagłych nawróceń się nie zdarzają, natomiast zdarza się niekiedy, że uświadamiamy sobie nagle, że staliśmy się inni dzięki wytężone mu wysiłkowi.

Przekonanie, że oświecenie dokonuje się nagle i że z chwilą, gdy się dokonało, nasze zadanie zostało wypełnione, w zadziwiający sposób przypomina wiarę w rolę wglądu" z wczesnego okresu rozwoju psychoterapii. W tamtym czasie uważano, że pacjent zmaga się z jakimś problemem tak długo, dopóki nie zdoła wniknąć w jego strukturę i znaczenie. Następnie osiąga emocjonalne głębiny (wprawdzie nie widzi żadnych „snopów intensywnie białego światła", ale towarzyszą mu niemal wszystkie inne przeżycia, o jakich pisze się w literaturze mistycznej) i problem rozwiązany.

Niestety! Dzięki dorobkowi psychoterapii, po latach intensywnej praktyki wiemy, że dzieje się zupełnie inaczej. To prawda, że odpowiadające powyższemu opisowi przypadki doświadczania wglądu (podobnie jak przypadki osiągania oświecenia) mają miejsce, ale to dopiero początek. Same w sobie rzadko kiedy wywołują przemianę. Po doświadczeniu wglądu potrzebny jest długotrwały, wytężony wysiłek, by go utrzymać: zmiany naszego sposobu postrzegania, odczuwania i postępowania, trzeba stopniowo i mozolnie zharmonizować z naszym sposobem pojmowania świata. Podobnie jak byliśmy zmuszeni porzucić nadzieje na nagłą przemianę osobowości w rezultacie poddania się psychoterapii, tak też musimy wyzbyć się ich w odniesieniu do praktyk medytacyjnych.

Rozdział 3.

PSYCHOLOGICZNE SKUTKI MEDYTACJI


W rozdziale 1 wymieniłem dwa podstawowe z punktu widzenia psychologii skutki systematycznego uprawiania medytacji: wypracowanie odmiennego sposobu postrzegania i rozumienia rzeczywistości oraz większą sprawność działania i entuzjazm w codziennym życiu. Niniejszy rozdział jest próbą wyjaśnienia, dlaczego medytacja przynosi wspomniane efekty, i omówienia ich w nieco szerszym zakresie. Dla naświetlenia tej kwestii nieodzowne jest odwołanie się do historii fizyki i dziedziny filozofii oraz rozważenie kilku zagadnień o dość złożonym charakterze. Z tego powodu rozdział ten jest najtrudniejszą partią całej książki, jeżeli więc nie jesteś zainteresowany poznaniem szczegółów związanych z tą tematyką, możesz bez poważniejszego uszczerbku przejść do rozdziału 4.

Powodem zwrócenia się w stronę fizyki jest to, że w historii jednego z jej działów zdarzyły się sytuacje analogiczne do tej, która ma miejsce podczas medytacji. Pojawił się mianowicie pewien naukowy problem wymagający rozwiązania, którego nie dało się rozwiązać, posługując się takim sposobem rozumowania, jaki przyjęto stosować. Aby się z tym uporać, niezbędne okazało się wypracowanie nowego myślenia o naturze rzeczywistości. Podobnie podczas medytacji zdarza się, że pojawia się jakiś problem, którego nie można rozwikłać przy pomocy obiegowego myślenia o świecie i o naturze naszych z nim relacji. Chcąc go rozwiązać, musi my rozwinąć nowe podejście do określonych spraw. Przyjrzyjmy się najpierw dziejom fizyki.
Na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku w fizyce teoretycznej nastąpił kryzys. W wyniku eksperymentu przeprowadzonego przez Michelsona i Morleya uzyskano dane, których po prostu nie dało się w jakikolwiek sensowny sposób zinterpretować. Kwestii związanych z zagadnieniem składania prędkości", ujawnionych w wyniku wspomnianego doświadczenia, nie można było rozwikłać, pozostając w ramach dotychczasowego myślenia o sposobie uprawiania nauki i rozwiązywania pojawiających się na jej gruncie problemów.

Istota doświadczenia Michelsona-Morleya - wielokrotnie zresztą powtarzanego - polegała na tym, że w sposób absolutnie rozstrzygający potwierdziło ono występowanie takich sytuacji, w których 2 plus 2 wcale nie równa się 4! Doświadczenie to dotyczyło badania prędkości światła i dostarczyło przekonywających dowodów, że prędkość rozchodzenia się światła w kierunku określonego obiektu pozostaje stała nie zależnie od tego, jak szybko będziemy źródło światła przybliżali do- lub oddalali od tego obiektu. Uzyskane wyniki wywołały, oględnie mówiąc, olbrzymie zaskoczenie, ponieważ nie mieściły się w obowiązującym wówczas kanonie nauki. Fakty były jednak bezsporne i nie dało się ich ignorować.

Wspomniane odkrycie przymusiło fizyków do wypracowania nowego spojrzenia na badaną rzeczywistość. Pomysł, aby postrzegać świat jako rządzący się innym systemem metafizycznym aniżeli przyjęte w tamtym czasie za obowiązujące prawa mechaniki klasycznej, pojawił się w fizyce już o wiele wcześniej. Tę nową wizję praw rządzących światem można by nazwać wizją opartą na ,,teorii pola". Po raz pierwszy pogląd ten został sformułowany i udowodniony dzięki fizycznemu geniuszowi Clerka Maxwella. Pomijając ściśle specjalistyczne zastosowania (np. w dziedzinie hydrodynamiki), zrobiono zeń jednak niewielki użytek. Trzeba było poczekać, aż Einstein dokona jego uogólnienia i przeniesie na całą rzeczywistość oraz udowodni, że dostarcza on cennego aparatu pojęciowego do rozważań o tym, co istnieje.
Dla nas kluczowym aspektem tej historii jest to, że paradoks, którego nie można było rozwiązać, a przecież rozwiązać należało, utorował drogę do wypracowania nowego sposobu rozumienia rzeczywistości¹.raczania poza te sposoby postrzegania świata, myślenia o nim oraz interpretowania swoich związków z nim i samym sobą, do jakich przywykliśmy - wszystko po to, byśmy mogli ten paradoks rozwiązać. A zatem, podobnie jak w fizyce, musi się wyłonić jakiś nowy sposób bycia w świecie, pojmowania go i układania relacji z nim i ze sobą.

Jak już pisałem w innej książce², pogląd na rzeczywistość, do którego przyjęcia skłania nas poważne uprawianie medytacji, jest tym samym poglądem, jaki zmuszona była zaakceptować współczesna fizyka, znalazłszy się w kłopotliwym położeniu w rezultacie doświadczenia Michelsona-Morleya. Różnica polega na tym, że fizycy musieli zaakceptować ten nowy punkt widzenia, jedynie odwołując się do czysto intelektualnych praw matematyki - co jest komfortową stosunkowo sytuacją. Ten, kto uprawia medytację, musi wszakże całym swoim jestestwem, zarówno emocjonalnie jak i intelektualnie, uznać prawomocność tego punktu widzenia, a proces ten często nie pozwala na zachowanie dobrego samopoczucia.

Jak to się dzieje, że rzetelne praktykowanie medytacji skłania nas do porzucenia stereotypów na temat praw rządzących światem i przyjęcia do wiadomości, że istnieje także inny punkt widzenia, o doniosłym znaczeniu i równie zasadny? Josiah Royce, filozof akademicki piszący w imponująco jasnym stylu, takim jaki zwykliśmy kojarzyć z Platonem, opublikował w roku 1900 niewielką pracę pod tytułem The Conception of Immortality. Autor dowodzi, że sposoby reagowania, postrzegania, myślenia i analizowania, do jakich przywykliśmy, nie pozwalają nam uporać się z pojęciem jednostkowości istnienia. Wszelkie byty, własności, cechy itp.. traktowane są jako elementy pewnej klasy, istniejące przez porównywanie lub pozostające w relacji z innymi bytami, własnościami itp.; choćbyśmy nie wiedzieć jak się starali, to ani w sobie, ani w innych nie znajdziemy jakości, którą dałoby się rozpatrywać samą w sobie, w oderwaniu od jej wy stępowania bądź niewystępowania lub stopnia nasilenia u innych osób. A mimo to, jak podkreśla Royce, wiemy, że każda jednostka ma w sobie coś niepowtarzalnego. W kapitalnym wywodzie zwraca naszą uwagę na fakt, że kiedy jesteśmy w kimś zakochani, żywimy głębokie przekonanie o całkowitej wyjątkowości tej osoby i sądzimy, że na całym świecie nie ma nikogo, kto mógłby ją zastąpić. Nie potrafimy jednak opisać - choćbyśmy bardzo się starali - na czym mianowicie ta jej wyjątkowość polega, jedyne bowiem, co mimo wysiłku udaje nam się osiągnąć, to zaledwie opis natężenia pewnych cech lub ich przejawów, które u innych jednostek także wy stępują. Teoretycznie mogłoby się więc okazać - choć intuicja podpowiada nam, że to niemożliwe że istnieje gdzieś jakaś inna osoba o dokładnie takim samym procentowym rozkładzie cech, która mogłaby, nie wywołując w nas poczucia straty, zastąpić naszą umiłowaną istotę.

Podobnie jak fizycy nie byli w stanie rozwiązać problemu, posługując się utartą, zdroworozsądkową wizją świata, i musieli rozwinąć tę dziedzinę nauki na tyle, by móc włączyć w nią nowy obraz tego świata, tak i nasz obiegowy, zdroworozsądkowy sposób myślenia i postrzegania nie podoła rozwiązaniu problemu jednostkowości. Jeżeli jednak nakłonimy umysł, by z odpowiednią mocą skoncentrował się na tym problemie, dojrzeje i pojmie nowy obraz rzeczywistości, nowy system metafizyczny.

Zastanówmy się teraz, w jaki sposób medytacja przyczynia się do osiągnięcia tego celu. Sformalizowana czy też ,,uporządkowana" medytacja to zarówno sposób rozważania lub postrzegania tylko jednej rzeczy jednocześnie, jak i trening, który ma wyrobić w nas umiejętność podobnego po stępowania także w innych okolicznościach. (Niesformalizowana, czyli nieuporządkowana" medytacja polega na rozmyślaniu o danym przedmiocie w sposób bardziej zbliżony do tego, jakim zazwyczaj się posługujemy, i tak długo, dopóki go lepiej nie zrozumiemy). Toteż kiedy przez dłuższy czas nie ustajemy w praktykowaniu tej formy medytacji, za chodzą dwa zjawiska. Po pierwsze, zauważamy, że wzmacnia się struktura naszej osobowości, tak że stajemy się wystarczająco silni, by znieść szok wywołany zmianą zapatrywań na prawa rządzące światem. Po drugie, stwierdzamy, że jesteśmy zdolni przezwyciężyć rozliczne, będące wytworem naszych umysłów czynniki rozpraszające uwagę - łącz nie z długimi okresami wyjałowienia, kiedy to nasze życie wewnętrzne, by posłużyć się sformułowaniem Thomasa Mertona, wydaje się przypominać pustynię" - i zaczynamy umieć postrzegać tylko jeden obiekt jednocześnie, nie dokonując przy tym żadnych porównań ani nie doszukując się jego powiązań z innymi obiektami. Zaczynamy też dojrzewać do nowego pojmowania istoty naszego bycia we wszech świecie, do nowej percepcji i samej rzeczywistości, i natury naszych z nią relacji. W miarę jak poszerza się zakres nasze go pojmowania tych spraw, dochodzimy do wniosku, że odnajdujemy dawno zagubioną cząstkę samych siebie, że wzmagają się w nas i pogłębiają inicjatywa, siły żywotne, sprawność działania oraz zdolność do kochania i nawiązywania stosunków z innymi. Zaczynamy ponadto rozumieć, iż każdy z nas jest częścią wszystkich pozostałych, że nikt nie przechadza się samotnie wśród tłumu, że stanowimy cząstkę wszech świata i w gruncie rzeczy jesteśmy w nim u siebie; zaczyna my rozumieć - by posłużyć się słowami Giordana Bruna - że "nasze drogi ze światem nie mogą się rozejść"; zaczynamy rozumieć, że cały ten świat, cały wszechświat, jest dla nas dobrym domem.

Czyżby ów nowy sposób postrzegania i odnoszenia się do rzeczywistości miał być złudzeniem? Czyż obiegowy, "praktyczny" sposób, jakim posługujemy się na co dzień, nie jest tym jedynym prawdziwym? Z chwilą, gdy zapoznaje my się z ową koncepcją, pytanie to pojawia się nieuchronnie.

Odpowiedź po części pochodzi od tych, którzy zdołali pojąć ten nowy pogląd na świat. Ogólnie rzecz biorąc, trud no widzieć w nich ludzi skłonnych do stwarzania iluzji. To najbardziej znaczące postaci w historii, ludzie, którzy wy warli na nas wszystkich znaczący wpływ. Są w ich gronie. Sokrates, Budda i Jezus z Nazaretu, Mistrz Eckhart i George Fox, Laotsy i Konfucjusz, św. Bernard z Clairvaux i Balszem Tow, Rumi, św. Teresa z Awili i św. Jan od Krzyża. Ludzie ci byli wybitnymi zarządcami, wyróżniali się w prowadzeniu interesów, wybijali w sztukach pięknych oraz w wolnych zawodach. Cokolwiek czynili, przejawiała się w tym praktyczność i niezłomna wola.

Odpowiedź jest również w pewnej mierze związana z zastosowaniami, jakie dla tego systemu metafizycznego znalazła współczesna fizyka. Koncepcje Einsteina, Plancka, Bohra, Heisenberga, Margenaua i innych czołowych fizyków naszych czasów, potwierdzające słuszność tego punktu widzenia, dały nam do ręki instrument realizacji dokonań, o jakich dotychczas nam się nawet nie śniło. Co prawda dokonania te bywały do tej pory wykorzystywane głównie do celów budzących strach i przerażenie, jednakże mają one również wiele aspektów pozytywnych, co rokuje duże na dzieje. Bądź co bądź, u podstaw energii atomowej leży obraz wszechświata oparty na kwantowej teorii pola, który przez fizyków uważany jest za uprawomocniony. Koncepcji praw rządzących światem wypracowanej przez fizyków nie da się więc odróżnić od koncepcji stworzonej przez praktykujących medytację mistyków. Podążanie ścieżką medytacji wykształciło u tych drugich zwiększoną sprawność działania, inicjatywę, równowagę ducha i zdolność do miłości. Podążanie drogą rozważań teoretycznych dało z kolei naukowcom o wiele większą zdolność do wpływania na kształt fizycznej rzeczywistości. Sądząc na podstawie ich sukcesów, trudno przypuszczać, iżby nowy obraz rzeczywistości miał być złudzeniem.

Jednym z psychologicznych skutków rzetelnego uprawiania medytacji jest więc przyswojenie sobie nowego sposobu postrzegania i stosunku do rzeczywistości. Na podstawie doświadczeń tych, którzy do tego doszli, można stwierdzić, iż osiągnięcie tego celu i droga doń prowadząca pozwalają na zbudowanie równowagi duchowej i wewnętrznego spokoju, które pozostają niezmienne nawet w obliczu poważnych przeciwności losu.

Drugi efekt psychologiczny wyrasta z pracy jako takiej. Duże znaczenie ma nie tyle to, jak dobrze sobie radzisz z daną medytacją (jak skutecznie pracujesz nad tą konkretną medytacją, nie myśląc o czym innym), ale raczej ile włożyłeś w nią wysiłku. To właśnie wytrwała praca, w której trakcie delikatnie, acz stanowczo i konsekwentnie powracamy do naszego zadania, przyczynia się do wzmocnienia woli, świadomości celu, postępowania nakierowanego na wykonanie zadania, umiejętności przezwyciężania czynników rozpraszających uwagę itp. Ułatwia również reorganizację osobowości, która jest częścią powolnego, niekończącego się zbliżania do stanu prawdziwej dojrzałości. Konsekwentna praca zwiększa także naszą zdolność do oddawania się całym sercem i bez reszty temu, czym się w danej chwili zajmujemy, wzmaga naszą zdolność do radzenia sobie w różnych sytuacjach i daje nam poczucie zwiększonego zakresu naszych umiejętności. Jak wykazało doświadczenie, ci, którzy wytrwali w praktyce medytacyjnej, rozwinęli swoje umiejętności i wiarę we własne siły.

Jedna z różnic pomiędzy uprawianiem medytacji a zażywaniem narkotyków - LSD, psylocybiny, meskaliny i innych środków halucynogennych - jest następująca: zarówno narkotyki, jak i medytacja mogą doprowadzić cię do nowego, opartego na teorii pola" spojrzenia na rzeczywistość. Jednak medytacja (uprawiana rozsądnie i inteligentnie) doprowadzi cię do niego dopiero wtedy, gdy staniesz się wystarczająco silny, aby sobie z nim poradzić - gdy będziesz już umiał włączyć to nowe spojrzenie do swojego światopoglądu i wykorzystać dla swojego rozwoju. Środki chemiczne zaprowadzą cię tam przygotowanego lub nie, jest więc wysoce nieprawdopodobne, byś mógł dzięki takim doświadczeniom się rozwijać. Co więcej, narkotyki często wywołują tzw. ..złe podróże" - wciągają cię w miejsce, do przebywania w którym nie jesteś ani przygotowany, ani wyćwiczony. Długo trwała ewolucja osobowości będąca rezultatem uprawiania medytacji (w przeciwieństwie do krótkotrwałej rewolucji osobowości będącej rezultatem zażywania narkotyków) nie grozi ci odbyciem ,,złej podróży". Arthur Deikman (psychiatra o sporej wiedzy w zakresie medytacji) sądzi, że medytacja prowadzi do ,,deautomatyzowania percepcji i zachowania":

Najkrócej mówiąc, automatyzowanie wolno uważać za pewien podstawowy proces, który sprawia, że fakt powtarzalności jakiegoś działania lub percepcji powoduje zniknięcie ze świadomości kroków pośrednich. Deautomatyzowanie jest unieważnieniem automatyzowania przypuszczalnie dzięki ponownemu obdarzeniu działań i postrzeżeń uwagą.

(...) Deautomatyzowanie nie jest regresją, ale jest raczej unieważnieniem pewnego wzorca, żeby umożliwić nowe i być może bardziej wzbogacające doświadczenie. Kiedy langusta potrzebuje do wzrostu więcej przestrzeni, porzuca swoją twardą skorupę. Dzięki medytacji mistyk również może, tymczasowo, odrzucić skorupę automatycznej percepcji, automatycznego regulowania swoich stanów afektywnych i poznawczych po to, by móc głębiej wniknąć w naturę rzeczywistości'.

Przytoczona definicja tłumaczy powód owej nadzwyczajnej świeżości i jasności percepcji, jaka często pojawia się w wyniku poważnego uprawiania medytacji. Rzeczy i obiekty wydają się być bardziej takie jakie są". Czerwień jest czerwieńsza, woda jest bardziej mokra, a błoto bardziej błotniste. Patrzymy znowu świeżym okiem, z którego opadły łuski nieuwagi. Nie raz i nie dwa moi uczniowie opisywali powszednią rzeczywistość widzianą w nowy i żywy sposób, w której każda rzecz nabierała jakiejś żywotnej i olśniewającej tożsamości, jakiejś zrozumiałej jakości. Ten sam typ percepcji był tak często opisywany w literaturze mistycznej, iż należy uznać go za rezultat oczyszczenia bram percepcji", pojawiający się wielekroć na drodze medytacji.
Cele medytacji i ścieżki mistycznego rozwoju są więc dwojakiego rodzaju. Chodzi o wypracowanie nowego sposobu pojmowania rzeczywistości oraz większą równowagę duchową i umiejętność bycia w świecie. Sam fakt dojścia do odmiennego od powszedniego spojrzenia na rzeczywistość nie oznacza wszakże, iżby te dwa punkty widzenia miały następnie zostać od siebie oddzielone. Prowadziłoby to do dalszej dezintegracji struktury osobowości, zamiast do jej większej spójności i lepszej organizacji. Oba te poglądy dopełniają się w trakcie nieprzerwanej pracy w taki sposób, że każdy z nich służy drugiemu za tło. Zostaje nam dane nowe rozumienie różnic i odrębności, wzmocnione jednocześnie przeświadczeniem o jedności związanej z tym, że każdy z nas stanowi cząstkę drugiego. To jedna z lekcji płynących ze wspaniałych posągów Rodina, w których od nadzwyczaj przenikliwej analizy tego, co wyjątkowe w danym przedmiocie, przechodzi się stopniowo do niewykończonej bryły kamienia, tak iż wydaje się, że mamy do czynienia z surową materią planety. Potrzeba kontaktu, poczucie wyjątkowości i drżenie, jakie towarzyszą naszemu postrzeganiu poszczególnej jednostki, są zintensyfikowane naszą percepcją jedności z drugą osobą, ponieważ oboje rozpływamy się w materii całej planety, wszelkiego istnienia i całego wszechświata.

W poprzednim rozdziale podniosłem kwestię, czy medytacja wpływa również na zmianę naszych celów życiowych. Do podanej tam odpowiedzi na to pytanie muszę dodać ko lejną, wyrastającą z naszych wysiłków na rzecz zintegrowania obydwu sposobów postrzegania. Jeżeli wiem, że ty i ja jesteśmy jednym, że nie istniejemy oddzielnie, że nie jestem wyłącznie stróżem brata mego, ale także moim bratem, to będę traktował ciebie tak, jak traktuję samego siebie. Co więcej, skoro wiem, że stanowię cząstkę całego kosmosu, wszelkiego bytu, to będę traktował samego siebie, a tym samym i ciebie, jako cenny dar. Zasady etyczne i behawioralne, jakie w naturalny i autentyczny sposób wyłaniają się podczas medytowania, to coś, o czym zaświadczają wszyscy rzetelnie praktykujący.
W każdej dobrze prowadzonej psychoterapii i w każdej dobrze uprawianej medytacji występuje pewien czynnik terapeutyczny, o którym rzadko się wspomina. Chodzi o staranne skupienie uwagi na samym sobie, na wszystkich aspektach samego siebie, łącznie z tymi stronami, które określiliśmy jako dobre" i ,,złe". Uczymy się w ten sposób traktować siebie samych poważnie i zajmować się własnym bytem w jego całości, mając na uwadze nie tylko możliwie najlepsze stosunki z samym sobą, ale także możliwie najlepsze stosunki z innymi, co, jak zaczynamy zdawać sobie sprawę, jest potrzebą głęboko w nas zakorzenioną, a ponadto stanowiącą cząstkę naszego jestestwa. Ucząc się traktować siebie poważ nie, zaczynamy rozumieć, jak ważne jest, byśmy kształtowali i rozwijali swoje jestestwo, a tym samym, na mocy logicznej konieczności, jestestwo innych.

Możliwościom wzrastania i rozwoju będącym rezultatem zdyscyplinowanej pracy nad sobą nie ma końca - czy to na drodze medytacji, psychoterapii, czy też w inny sposób. Tak jak w przypadku wszystkiego, do czego przywiązujemy znaczenie - zdolności do miłości, wiedzy i zrozumienia, zdolności do wyrażania samego siebie, kontemplacji piękna i bo jaźni bożej - zawsze jest miejsce na więcej. Mistrz Eckhart, jeden z wybitnych mistyków średniowiecznych, pisał: „Nie ma w tym życiu miejsca, w którym by się można było zatrzymać - nie ma i nigdy go nie było dla żadnego człowieka, choć by nie wiedzieć jak daleko zaszedł on na swej drodze. To nade wszystko, więc bądźcie w każdej chwili gotowi przyjąć Boże zrządzenia, zawsze nowe".

Rozdział 4.

FIZJOLOGICZNE SKUTKI MEDYTACJI


Na razie znajdujemy się dopiero na etapie rozpoznawania skutków, jakie ma uprawianie medytacji dla funkcjonowania organizmu. Obecnie prowadzi się w tym zakresie ba dania naukowe przy zastosowaniu nowych narzędzi. Nastręczają one pewne problemy. Na jakiej podstawie mamy określić, kto jest biegły w sztuce medytacji? Które szkoły medytacji będziemy rozpatrywać? Po części to brak rozstrzygnięć w tych kwestiach - jak również brak zainteresowania ze strony środowisk naukowych - spowodował, że w przeszłości przeprowadzono tak mało badań. Teraz sytuacja się zmieniła - za sprawą rosnącego zainteresowania tą dziedziną, z jakim mamy do czynienia na Zachodzie. Dotychczas większość badań dotyczyła albo mnichów uprawiających medytację zen, albo osób praktykujących medytację transcendentalną. Ta ostatnia, nauczana w standardowy, łatwy do opanowania sposób, polega na pracy z mantrami (patrz strona 77). W rezultacie gwałtownego rozwoju tej szkoły medytacyjnej pojawiło się wielu jej adeptów, których można objąć badaniami. Odkąd znalazło się wśród nich wielu uczonych, liczba prowadzonych badań wzrosła jeszcze bardziej. Ponieważ tyle się obecnie robi w tym zakresie, a jest to dla nauki dziedzina nowa, każde sprawozdanie dotyczące fizjologicznych zmian spowodowanych uprawianiem medytacji staje się wkrótce przestarzałe. Istnieją jednak wyraźne dowody na występowanie pewnych ogólnych zależności między zaawansowaną medytacją a fizjologiczną reakcją organizmu.

Jak się wydaje, uprawianie medytacji wywołuje przede wszystkim fizjologiczny stan głębokiego odpoczynku w połączeniu z czuwającym i wysoce rozbudzonym stanem umysłu. Niższy jest poziom metabolizmu, spada liczba uderzeń serca i zmniejsza się częstotliwość oddychania. Wzorzec fizjologicznej reakcji na medytowanie jest odmienny od wzorca reakcji występujących podczas snu lub w stanach hipnozy. Stanów okazuje się przeciwieństwem stanów spowodowanych poczuciem niepokoju czy wybuchem gniewu. Mówiąc językiem specjalistycznym, medytacja zdaje się powodować wystąpienie pewnego stanu hipometabolicznego, przeciwnego stanowi ,,gotowości obronnej", opisanemu przez W. B. Cannona (stan fizjologiczny, który towarzyszy reakcji typu ,,uciekaj albo walcz").

Głównymi kryteriami oceny w badaniu reakcji organizmu na uprawianie medytacji są takie wartości jak obniżony poziom metabolizmu, niższy poziom zużycia tlenu i wydalania dwutlenku węgla. Spadek dwóch ostatnich wartości spowodowany jest spadkiem poziomu metabolizmu, a nie wolniejszym lub płytszym oddychaniem; potwierdza to fakt, że w obu przypadkach spadki są równomierne, a ich wzajemny stosunek pozostaje taki sam. Podczas medytacji obserwuje się również spowolnienie rytmu serca (rekordowy wynik to trzy uderzenia na minutę) oraz obniżony poziom wydolności i częstotliwości oddychania.

W trakcie medytacji zmniejsza się bardzo wyraźnie poziom stężenia mleczanu we krwi - spadek jest blisko czterokrotnie szybszy niż u ludzi wypoczywających w ciszy, po czuciu bezpieczeństwa i niezmąconego spokoju. Poziom mleczanu we krwi jest związany ze stanami niepokoju i napięcia, a niski poziom stwierdzany u badanych trwających w medytacji jest z dużym prawdopodobieństwem związany z faktem odprężenia osoby medytującej¹.

O tym, że poziom oporności, jaki wykazuje nasza skóra pobudzana prądem elektrycznym o niewielkim natężeniu, jest u każdego osobnika ściśle powiązany z poziomem odczuwanego napięcia i niepokoju, wiedziano już od dawna.

Im większe napięcie i niepokój, tym niższa oporność skóry. Podczas uprawiania medytacji oporność skóry wzrasta, niekiedy nawet o czterysta procent. Może wystąpić spowolnienie rytmu serca, a ponadto zmiany częstotliwości fal mózgowych. W raportach o tego rodzaju modyfikacjach mówi się najczęściej jako o wzroście wolnych fal alfa (od ośmiu do dziewięciu na sekundę).

W stanach hipnozy nie zachodzi żadna zmiana w poziomie metabolizmu. Podczas snu zużycie tlenu zmniejsza się w znacznym stopniu dopiero po kilku godzinach, jednak w tym przypadku jest to raczej spowodowane spadkiem częstotliwości oddechów aniżeli jakąkolwiek zmianą w ogólnym poziomie metabolizmu.

Częstotliwość fal mózgowych podczas snu jest zupełnie inna od tej, którą rejestruje się podczas uprawiania medytacji. W stanie hipnozy fale mózgowe mogą przypominać wzorzec typowy dla takiego stanu umysłu, jaki został osobie badanej zasugerowany. Odnosi się to również do poziomu częstotliwości oddechów, ciśnienia krwi, rytmu serca i oporności skóry - w stanach hipnozy osiągają one poziom zgodny z sugestiami hipnotyzera; nie ma żadnego wzorca typowego dla hipnozy jako takiej.

Dlaczego twój organizm podczas medytacji reaguje w ten sposób? Pozostało jeszcze wiele niewiadomych, jednak istnieje duże prawdopodobieństwo, że prowadzone obecnie badania wypełnią przynajmniej niektóre luki w tym zakresie. Jednak, jak się wydaje, w związku ścisłym z podstawowym aspektem praktykowania medytacji pozostaje jeden czynnik: skupienie, wykonywanie tylko jednej czynności. Chyba w żadnych innych okolicznościach otrzymywane przez nasz organizm sygnały dotyczące tego, jak powinien on reagować, nie są równie proste i spójne jak podczas medytacji.

Jeżeli zastanowimy się nad rodzajem sygnałów, jakie w codziennym życiu najczęściej przesyłamy do własnego organizmu, stwierdzimy, że są one w dużej mierze zróżnicowane. Jeżeli z kimś rozmawiam, zazwyczaj nie ograniczam się tylko do samego mówienia. Myślę również o tym, gdzie odbywa się konwersacja, co już zostało powiedziane, co sądzę o osobie, z którą prowadzę rozmowę, i która jest godzina. W tle moich myśli są wspomnienia z wcześniejszych pór dnia oraz plany lub zajęcia na kolejne godziny. Jestem ponadto świadomy swojej postawy, doznań, poziomu własnego zmęczenia, tego, czy mam w ręce jakiś napój albo papierosa czy nie i czy mam ochotę na którąś z tych rzeczy. Każdy z tych aspektów aktywności powoduje wysyłanie przez umysł do organizmu sygnałów informujących o okolicznościach i sposobie reagowania. Każdy z tych sygnałów jest inny. Podczas medytacji znajdujemy się w takim stanie - lub doń zmierzamy - że wysyłane są jednocześnie tylko sygnały jednego rodzaju. Wywiera to pozytywny skutek na naszą fizjologię, czemu towarzyszy silna tendencja do normalizowania reakcji, do zachowywania się pod względem fizjologicznym w sposób bardziej odprężony i naturalny. Poziom napięcia i niepokoju obniża się, a metabolizm i rytm serca zostają spowolnione. W większej mierze uświadamiamy sobie czynności swojego umysłu, wzrasta jego stopień rozbudzenia, a obniża się poziom stanów fizjologicznego napięcia².

Ostatnio edytowany przez Mitra (2021-11-23 22:04:38)

Offline

 

#2 2021-11-09 15:44:56

Kadim

BUDZICIEL

Zarejestrowany: 2019-02-07
Posty: 124
Punktów :   

Re: "Jak medytować" - Lawrence LeShan

Medytacja to ponoć sztuka samodzielnego myślenia. Jestem więc myślę, czy też myślę więc jestem ? Można również medytować czyli rozmyślać o swoim życiu, o tym co się w nim dzieje i zmieniać wszystko na lepsze. Dobrze jest również uczestniczyć w różnego rodzaju zajęciach, kursach duchowych organizowanych choćby przez Himavanti Laya Sangha i tam doskonalić swoje życie. Przez medytację do nowego i lepszego istnienia.

Offline

 

Om Om Om! Om Namah Śivaya! Mahadevaya! Mahakalaya! Om Namah Himavantyai Namah! MahaTripuraSundaryai! Om Śri Gurave Namah! Om Śri Lalitamohane Namah! Om Om Om!


pun.pl - załóż darmowe forum dyskusyjne PunBB

Firefox New

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.poradnikrpg.pun.pl www.buuu.pun.pl www.demonicangels.pun.pl www.nowaerakhorinisrp.pun.pl www.samotneserca.pun.pl